Równiny krwi
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/themes/springbook/images/sep-blk.png)
Wyspa Południowa Nowej Zelandii przyciąga turystów przede wszystkim Zachodnim Wybrzeżem (West Coast). Warto jednak rozejrzeć się i wyskoczyć również w inne miejsca.
Godnym uwagi jest Otago rozciągające się od Dunedin – stolicy regionu – po Fiordland, krainę Maniototo, Canterbury. Gdy Will proponuje wyprawę w rejon Maniototo nie oponuję.
– Nie pożałujesz – mówi. – Maniototo to ciekawa kraina, ciekawi ludzie. West Coast nie ucieknie.
Droga z Wanaka do Ranfurly. Zwykła asfaltowa nitka. Nie czuję, że przemierzam jeden z najciekawszych zakątków naszego globu. Nowa Zelandia dociera do mnie dopiero, gdy Will zwraca moją uwagą na króliki i pasące się przy drodze kozy.
– To dzikie zwierzęta. Nie mają właściciela…
Maniototo to surowa kraina. Obszar praktycznie o nieokreślonych bliżej granicach. Klimat tu surowy. Temperatury latem dochodzą do 30°C, zimą spadają do -15°C. Według najnowszych danych mieszka tu na stale 1900 osób.
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8330-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8332-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8334-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8336-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-7-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8333-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-6-1024x683.jpg)
Trochę historii
Jako jeden z pierwszych dotarł tu w 1800 r. i docenił zalety tego miejsca szkocki farmer John Turnbull Thomson. To jemu region zawdzięcza oryginalne nazwy miejscowości i miejsc, przykładowo: miejscowość Gimmerburn – to jagnięta, Sowburn (potok przepływający przez Patearoa) – to świnie, Eweburn (pierwotna nazwa Ranfurly, którą nadano na cześć hr. Ranfurly, 15. gubernatora Nowej Zelandii) – to owce, a Kyeburn – krowy. St. Bathous, niewielka osada poszukiwaczy złota, dziś wraz z Błękitnym Jeziorem relikt przeszłości. Serpentine, również osada poszukiwaczy złota, w której kiedyś był najwyżej położony kościół w Nowej Zelandii (930 m n.p.m.). W 1860 r. w Maniototo wybuchła gorączka złota i przyciągnęła ludzi. Prosperita nie trwała długo. Poszukiwacze odeszli, a Maniototo powoli zmieniło swój charakter. Dziś równiny podzielone są między ogromne farmy specjalizujące się w hodowli owiec i krów. Na wielu z nich żyją i gospodarują potomkowie pierwszych osadników ze Szkocji i Irlandii.
Maniototo to oryginalna maoryska nazwa tego obszaru – oznacza „równiny krwi”. Według jednych chodzi o czerwone kępy traw (red tussock) falujące podczas wiatru; wyżyna zmienia się w wietrzne dni w falujące czerwone morze. Według drugich – to nawiązanie do krwawych bitew z maoryskiej przeszłości.
Ranfurly to największa miejscowość Maniototo. Przejęło rolę głównego miasta regionu od Naseby, kiedy w 1898 r. doprowadzono tu linię kolejową z Dunedin. Miejscowość – kolokwialnie mówiąc – nie powala. Tonąca w ciemnościach wieczoru i coraz większych strugach deszczu wydaje się opuszczona. Na głównej ulicy nie widać żywego ducha. Mam wrażenie, że jestem gdzieś na Dzikim Zachodzie. Pustka zionąca samotnością. Na szczęście pokój w motelu jest nowoczesny, rodem z XXI w., w najlepszym tego słowa znaczeniu.
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-Ranfurly-ulica-1024x683.jpg)
Rugby to nie wszystko
Na głównej ulicy Ranfurly hula wiatr i smaga deszcz. Nie tylko nie ma ludzi, ale spokoju nie przerywa też nic poruszającego się na kołach. Zaczynam wierzyć, że ten region jest rzeczywiście bezludny. Pub jest normalny, tutejszy, nowozelandzki, z nieokreślonego kształtu barem, bilardem, dużym telewizorem i nieodłącznym automatem bukmacherskim, nad którym wisi kilka monitorów z aktualnymi gonitwami (charty, kłusaki, konie) i rozemocjonowane towarzystwo.
– Rugby w ligowym wydaniu – tłumaczy Will, wskazując na telewizor.
Po zapoznaniu się z miejscem zamawiamy piwo i rybę z frytkami. Trzeba się spieszyć, bo kuchnia pracuje tylko do 20.00. Will popija piwo, z uwagą obserwuje mecz i przybliża mi region krwawych równin.
– Ranfurly to mała mieścina. A jednak to główne centrum Maniototo. Znajdziesz tu wszystko, co potrzebne do życia. A do tego jest zabytkowa stacja kolejowa i szlak turystyczny dla cyklistów, koniarzy i pieszych biegnący po trasie starych torów kolejowych – mówi.
Gwar w pubie co jakiś czas przybiera na sile, gdy kolejny klient przełącza kanał, by rzucić okiem na inny ligowy mecz.
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-Ranfurly-w-pubie-w-R-1024x683.jpg)
– Czy tu wszystko kręci się wokół rugby? – pytam. Will potwierdza, zdziwiony pytaniem.
Okazuje się jednak, że Otago i Maniototo to także region ściśle związany z curlingiem. Lokalny klub curlingowy z Ranfurly reprezentował Nową Zelandię na mistrzostwach świata w 1999, 2004 i 2005 r. (zajmując odpowiednio dziesiąte, siódme i ósme miejsce). Kilku zawodników klubu było w ekipie olimpijskiej Nowej Zelandii w drużynie curlingowej na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w 2006 r. W mieście prężnie działa również żeńska drużyna hokeja na trawie, a kilka zawodniczek gra w drużynie narodowej Nowej Zelandii. W Naseby jest jedyne na półkuli południowej kryte lodowisko do curlingu i jedyny naturalny tor saneczkowy. Zimy są tu całkiem solidne. A ludzie są twardzi i odporni.
Maniototo ma też swoje filmowe i literackie oblicze: tereny pomiędzy Omakau i Ranfurly w trylogii Petera Jacksona Władca Pierścieni to kraina Rohanu. Również zdjęcia do filmu Jane Campion Psie pazury (z główną rolą Benedicta Cumberbatcha) kręcone były w dolinie Ida, a obsada filmu przebywała w Naseby podczas zdjęć. W powieści Janet Frame Living in the Maniototo region ten pełni rolę metafory „krwawej równiny” ludzkiej wyobraźni. Nie czytałem tej książki, ale oba filmy oczywiście oglądałem.
Rozmowę przerywa nam pojawienie się zamówienia. Spore kartonowe pudło z dwiema porcjami ryby przyniesione osobiście przez kucharkę ląduje na naszym stole. Na szczęście frytki dostajemy na osobnych kartonowych talerzach. Patrzę na Willa. Uśmiecha się i wzrusza ramionami, co ma oznaczać, że wszystko jest w porządku. Kompan szczerzy zęby, jakby chciał powiedzieć: witamy w surowym Maniototo.
Zwiedzanie w deszczu
Rankiem Ranfurly budzi nas deszczem. Zastanawiam się, jak zwiedzimy te krwawe równiny i interesującą okolicę. Moknąć nie mam zamiaru, więc chyba z okien samochodu. Całe miasteczko to jedna, główna ulica z kilkunastoma budynkami i jedno spore skrzyżowanie. Mam nieodparte wrażenie, że otacza mnie art déco. Budynek Ranfurly Hotel, Refreshment rooms, Four Square Supermarket, spora piekarnia z muralem wciąż promującym starą nazwę regionu, no i wisienka na torcie – zabytkowa stacja kolejowa oraz tulące się do siebie domy po obu stronach głównego pasażu. Nic innego, tylko art déco. Coroczny festiwal upamiętniający dziedzictwo Art Déco Ranfurly odbywa się tu w lutym każdego roku.
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8350-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8353-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8352-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-1-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-Ranfurly-zabytkowa-stacja-1-1024x576.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8343-1-1024x683.jpg)
Pustka i cisza mokrego poranka. Kucharka z pubu, dziś sprzątająca chodnik, informuje nas, że najlepsza kawa jest w e-café. Tyle, że kawiarnię otwierają dopiero o 8.00. Rozglądamy się bezradnie. Przed nami pół godziny oczekiwania. Co robić? Siedzieć w samochodzie, czy powłóczyć się po opustoszonych ulicach? Naprzeciw stacja kolejowa. Zabytkowa, jeszcze z okresu gorączki złota. Jest kopią stacji z Dunedin, głównego miasta prowincji Otago. Tablice informacyjne obok dworca zawierają całą historię miasteczka i linii kolejowej. Stacja tętniła ongiś życiem. W 1990 r. pociągi przestały kursować, utrzymanie linii stało się nieopłacalne. Tory rozebrano. Na ich miejscu jest obecnie szlak turystyczny dla pieszych, rowerzystów i turystów konnych – Otago Central Rail Trail. Sam budynek zamieniono w Centrum Informacji Turystycznej. Na tablicy informacyjnej znaleźć można praktyczne wskazówki dla przemierzających szlak, przykładowo: korzystaj z toalet przy szlaku, nie zapewniamy papieru toaletowego, śmieci zabierz ze sobą, uważaj na zwierzęta hodowlane (szczególnie w okresie kocenia się owiec) itp. Obchodzimy to wszystko, nie zważając na deszcz. Obok stacji ekspozycja starego sprzętu rolniczego.
Zegarki wskazują 8.00. Na drzwiach e-café pojawia się tabliczka: Open. Idziemy na kawę. Pod wiatą przystanku grupka cyklistów szykujących się do wyprawy dawnym szlakiem kolejowym. Podnieceni rozmawiają, śmieją się. Cisza i spokój głównej ulicy odpływają na dzienny spoczynek. Życie bierze górę.
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-2-1024x683.jpg)
Nieoczekiwane spotkanie
W kawiarni nie jesteśmy pierwsi. Kilku miejscowych rannych ptaszków głośno dyskutuje. Staram się zrozumieć, ale nie idzie mi to za dobrze. Zamawiamy kawę, do tego miejscowy specjał – kruche ciasto imbirowe.
– O czym tak zawzięcie dyskutują? – pytam.
– No wiesz? – oburza się. – Oczywiście, że o rugby. Wczorajsze mecze…
No tak. Oczywiście. O czym mogliby o tej porze dyskutować faceci przy porannej kawie w Nowej Zelandii?
Drzwi kawiarni otwierają się i wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, w towarzystwie kobiety i dziewczynki, wciska się do środka. Mam wrażenie, że ledwo mieści się w drzwiach. Ze zdumieniem zauważam, że jest w samych skarpetach. Nie dowierzam. Jak w tym deszczu nie zmoczył skarpet?
– Zostawił buty przed drzwiami – mówi Will. – To farmer, więc pewnie nie chciał zabłocić podłogi. Mówiąc to, Will uśmiecha się. Zamienia z olbrzymem kilka słów. Mówią poprawnym angielskim, w nowozelandzkim wydaniu. Gość jest rzeczywiście farmerem. Cieszy się, że pada i to już drugi dzień. Dla farmy deszcz o tej porze to prawdziwy dar. Do tego taki deszcz, spokojny, jednostajny, równy.
– Znasz go? – pytam.
– No przecież – Will patrzy na mnie zdumiony. – To Andrew Hor, wieloletni reprezentant Nowej Zelandii w rugby. Mistrz świata. Znam go jeszcze ze studiów na Uniwersytecie Otago w Dunedin. Kończył dwa lata przede mną.
Gdy wydaje mi się, że zaczynam rozumieć otaczającą mnie rzeczywistość, nagle pojawia się coś, co przeczy mojemu pojmowaniu nowozelandzkiej istoty rzeczy. Andrew Hor, bożyszcze Nowej Zelandii, jeden z najlepszych graczy w najnowszej historii rugby, wchodzi do kawiarni, w której ja akurat piję kawę, do tego w samych skarpetach, zamawia śniadanie i pije kawę wraz z żoną i córką tuż obok mnie. A jeszcze jest zwykłym farmerem. Niewiarygodne! Przed oczami stają mi nasi piłkarze… Nie, nie będę porównywał. W internecie sprawdzam tylko, czy Will ma rację. Oczywiście ma. Andrew od 2019 r. prowadzi rodzinną farmę. Na 20 000 akrów (8000 ha) hoduje owce. Farma jest w rodzinie Horów od 110 lat. Po prostu normalny gość. Jestem pod wrażeniem.
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG_8341-1024x683.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/IMG-20231022-WA0000.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-Ranfurly-Will-w-e-cafe-576x1024.jpg)
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/Maniototo-poranna-kawiarnia-dyskusje-o-rugby-1024x576.jpg)
Kończymy kawę. Will proponuje wypad w interior, do znajomych na farmę.
– Zobaczysz okolicę – mówi – poznasz ludzi, pogadamy o życiu tu, niełatwym, ale ciekawym. Znajdziecie wspólny język, gospodarze jak ty są myśliwymi.
Wychodząc z kawiarni Will mówi do Andrew, że jedziemy na farmę do Berta. Może jak deszcz pozwoli zapolujemy na jelenie. Farmer, były mistrz świata, uśmiecha się.
– Tylko uważajcie, nie straszcie owiec, są ciężarne, a niedługo czas kocenia – mówi.
Na progu przekonuję się, że Will miał rację. Obłocone farmerskie buciory stoją grzecznie, czekając na właściciela. Deszcz pada, mimo to nie rezygnujemy z wyprawy do serca Maniototo. Bert, kolejny farmer, informuje Willa (przez telefon), że czeka i że mimo deszczu idziemy w góry. A więc jedziemy po przygodę. Ale to już zupełnie inna historia…
Sławomir Galicki
PS Tekst pod powyższym tytułem ukazał się w tygodniku „Angora” (45/2023). Postanowiłem wykorzystać go jako wprowadzenie do wyprawy śladami słów Berta.
Myśliwska relacja z mojego pobytu w Nowej Zelandii w 2023 r. ukazała się na łamach miesięcznika „Brać Łowiecka”, w wydaniach 4 oraz 6/2024.
![](https://nowazelandia.braclowiecka.pl/wp-content/uploads/2024/08/1200x900-Nowa-Zelandia-1-1024x768.jpg)
0 komentarzy