Free cookie consent management tool by TermsFeed Update cookies preferences Weka raz jeszcze – Na antypodach pod rękę ze św. Hubertem
Menu

" A super cool template for bloggers, photographers and travelers "

Weka raz jeszcze

Myliłem się sądząc, że to nasze ostatnie spotkanie z nielotami. Po mniej więcej godzinie jazdy postanawiamy się zatrzymać i rozprostować kości. Niebagatelne znaczenie ma obecność toalet na naszym parkingu. W dole za parkingiem wśród wzgórz wije się niewielka rzeka. Po drugiej stronie szosy samotny Cafe & Bar Berlins i ogromna, umieszczona na postumencie przy samej drodze pszczoła.

Moją uwagę przykuwa ruch w trawie na skraju parkingu. Ewidentnie coś tam się rusza. Może mamy szczęście i pokaże się opos, może królik czy jakiś inny przedstawiciel miejscowej fauny? Z aparatem gotowym do strzału podchodzę bliżej. Najpierw w trawie ukazuje się niewielka, brązowa główka, potem reszta żerującego osobnika. Wstrzymuję oddech. Weka. Ta, w tym miejscu, z pewnością nie będzie tak towarzyska, jak jej pobratymcy z parkingu na Pancake Rocks. Nielot wynurza się z trawy. Żeruje, nic sobie nie robiąc z mojej obecności. Strzelam zdjęcia i postanawiam zbliżyć się jeszcze bardziej. Robię kilka kroków, gdy z trawy wyłaniają się dwa młode. Wstrzymuję oddech: mam przed sobą mamuśkę z maluchami. Brzdące podrosły już nieco. Nie mam pojęcia, kiedy się wykluły. Może to ubiegłoroczne maluchy? Przecież jest dopiero pierwsza dekada października, wiosna ledwo raczkuje. Inne ptaki dopiero zaczynają gody.

Maluchy idą śladem mamy. Ja postanawiam uszczknąć nieco z kanapki by skusić wekę do podejścia. Rzucam okruchy chleba. Mama podchodzi spokojnie, jakby zupełnie nie obawiała się mojej obecności. Bierze chleb i cofa się do maluchów. To co przynosi oddaje temu, który jest najbliżej. Rzucam kolejny okruch. Weka podchodzi ponownie. I tym razem cofa się do dzieci. Oddaje chleb. Nie wiem, czy temu samemu czy drugiemu. Nie sposób sprawdzić, maluchy są ruchliwe. Zabawa w karmienie nielotów trwa kilka minut. Mama oswaja się coraz bardziej. Najchętniej stałbym tak i zaprzyjaźniał się jeszcze długo, długo, ale musimy jechać dalej. Robię gwałtowniejszy krok w stronę samochodu i weka znika w ułamku sekundy. Uśmiecham się. Jest dzika. Żyjąc i żerując w pobliżu parkingu z całą pewnością przyzwyczaiła się do ludzi i samochodów, nie na tyle jednak, by stracić czujność i nie reagować na ewentualne zagrożenie. Z drugiej strony jednak ani nie zaznała krzywdy ze strony ludzi, ani też nie była świadkiem takowych. Spostrzeżenie zapisuję pod numerem jeden jako: zwierzęta nie przeszkadzają ludziom.

Sławomir Galicki

0 komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.