W krainie szarego ducha
Ostatni zimowy sezon łowiecki w Nowej Zelandii został ograniczony przez blokady z powodu COVID-19. Udało mi się jednak odbyć pięciodniową wycieczkę na południową wyspę Stewart (trzecią co do wielkości wyspę Nowej Zelandii). Wybraliśmy się tam z kolegami pod koniec lipca, a więc gdy trwała tam zima, z zamiarem zapolowania na nieuchwytne mulaki białoogonowe, powszechnie nazywane w Nowej Zelandii „szarymi duchami” ze względu na ich zdolność do nagłego pojawiania się i równie szybkiego znikania. Większość obserwacji tych jeleni to przelotny rzut oka na duży biały ogon, który mignie gdzieś zza wysokich paproci drzewiastych. Szary duch bezszelestnie i błyskawicznie znika.
Mulaki białoogonowe występują w Ameryce Północnej, Ameryce Środkowej i północnej części Ameryki Południowej. Wyróżniono prawie 40 podgatunków. Osobniki sprowadzone do Nowej Zelandii w 1905 r. przez ówczesny rządowy departament turystyki pochodziły z północnych Stanów Zjednoczonych i Kanady. Nowozelandzki podgatunek to Odocoileus virginianus borealis. Mulaki białoogonowe występują w Nowej Zelandii tylko na południu, głównie na wyspie Stewart, ale jest też mała populacja na północy jeziora Wakatipu (duży akwen, powyginany i wciśnięty w góry) na Wyspie Południowej.
By się dostać na wyspę Stewart, wyprawiliśmy się wyczarterowaną łodzią w trzygodzinny rejs z Bluff na Wyspie Południowej, najbardziej na południe wysuniętego portu Nowej Zelandii. Łódź rybacka dotransportowała nas do idyllicznej zatoczki Port Adventure na południowo-wschodnim wybrzeżu wyspy Stewart. Tu miała być nasza baza wypadowa na cały zaplanowany tydzień polowania.
Sześcioosobowa chata myśliwska leży tuż nad brzegiem morza, w bezpiecznej zatoce, która osłania przed częstymi tu sztormami i wiatrami oraz zapewnia bezpieczne schronienie przed żywiołami (również deszczem). Podczas naszej wyprawy mieliśmy jednak wyjątkowe szczęście – trafiliśmy na idealne okno pogodowe!
Polowanie na wyspie Stewart jest niemożliwe bez łodzi i dodatkowego pontonu. Dlatego na pokładzie przewieźliśmy również 5,5-metrową motorówkę nowozelandzkiej marki Stabicraft oraz czterometrowy ponton – niezbędne do przemieszczania się członków wyprawy w okolicach rejonu polowania. Poza tym sprzęt pływający przydaje się również do wędkowania, czemu oddawaliśmy się równie chętnie, głównie w celu wzbogacenia menu. Ryby i owoce morza, m.in. dorsze, tarakihi (Nemadactylus macropterus – gatunek ryby, jeden z symboli Nowej Zelandii), pāua (duże jadalne ślimaki morskie), kurki (małże z rodziny sercówkowatych) oraz raki były smacznym urozmaiceniem jadłospisu i stanowiły przystawki do naszych wieczornych posiłków.
Kolejnym niezapomnianym elementem polowania na wyspie Stewart jest dzika przyroda. Jej obfitość, kolory, bujna zieleń, dzikość, możliwość podziwiania wspaniałych widoków, a nawet codziennego bytowania z takimi stworzeniami jak endemiczne ptaki: kiwi, kaka (z rzędu papugowych), garlice maoryskie czy kędziorniki, a także z pingwinami i fokami – by wymienić tylko kilka – to wspaniała nagroda dla każdego miłośnika natury.
Przez tydzień polowaliśmy, łowiliśmy ryby i podziwialiśmy ten niesamowity świat. Udało się nam zobaczyć pięć mulaków, a strzeliliśmy dwa młode szpicaki. Niestety nie podeszliśmy na strzał do żadnego ciekawego byka.
Mulaki białoogonowe mają bardzo dobrze rozwinięty zmysł wzroku, więc są szczególnie dobre w wykrywaniu najmniejszego ruchu, ale cechuje je też doskonały węch. To zaś oznacza, że trzeba albo metodycznie i bardzo ostrożnie je tropić, albo odkryć obszary ich żerowania i tam czekać. Polowanie zimowe (w lipcu–sierpniu) na te jeleniowate okazuje się znacznie trudniejsze niż wiosenne i letnie. Byki w tym czasie zrzucają swoje poroża. Szare duchy w Nowej Zelandii są dość małe, skarłowaciałe, gdy się je porówna z ich amerykańskimi krewniakami. Dorosłe byki osiągają ledwo 1 m wysokości w kłębie, a ich masa nie przekracza 50 kg. Dwa małe szpicaki, które pozyskaliśmy na polowaniu, ważyły nie więcej niż 20 kg. Okazały się jednak bardzo smaczne!
To była wspaniała wycieczka. Mieliśmy szczęście, bo niedługo potem znów nas zamknęli z powodu COVID-19.
Relację Rodgera Hancocka spisał Sławomir Galicki.
Fot. arch. Rodgera Hancocka
0 komentarzy